Dobra, wchodzimy. Aha, musimy wymienić nasze bilety na akredytacje w budynku... którym? A gdzie on jest? (Czterdzieści minut później). To tu? Nie, tu śpią ludzie, ups! Prawie na kogoś wdepnęłam. O, cosplay! Wychodzimy. Akredytacje wymienione. Gdzie idziemy? Nie wiem, znajdź w planie jakąś ciekawą prelekcję. O, cosplay! Dlaczego tyle prelekcji dla jednego fandomu się pokrywa? Nieważne. To na co idziemy? Ej, dlaczego te nazwy są tak enigmatyczne? O, patrz, cosplay! Idziemy na tę, zaczyna się za pół godziny, akurat zdążymy... albo i nie (kolejka liczy kilkaset osób). Dobra, mniejsza z tym. Idziemy coś kupić? Ale wielki ten pawilon handlowy. Dlaczego tyle tu gier planszowych? Ale super! O, cosplay!
Powyższy tekst jest relacją, najkrótszą z możliwych, z moich pierwszych chwil na Pyrkonie 2016 i zarazem pierwszych chwil na jakimkolwiek konwencie. Lubię fantastykę, ale jeśli miałabym się umiejscowić na osi pomiędzy literaturą fantastyczną i literaturą faktu, zajęłabym miejsce bliżej tej drugiej. Nie zmienia to jednak tego, że uwielbiam Gwiezdne wojny, pomimo otaczającej jej szmiry wciąż czytam mangę Naruto, w moim domu czci się Cthulhu, od dawna nie przeoczyłam żadnej emisji Władcy Pierścieni i podziwiam twórców, którzy byli w stanie stworzyć własne uniwersum. Fantastyka kojarzy mi się z ekscytacją, a Pyrkon także z zabawą i niestety — z poczuciem zagubienia.
EKSCYTACJA
Podjęcie decyzji o wyjeździe na Pyrkon samo w sobie było emocjonujące. Po przyjeździe, w sobotę rano, było jeszcze ciekawiej, ponieważ nasz zapał został podsycony przez pradawnych Słowian, Wikingów, przez rusałki, Elzy, Gandalfa i marvelowskie postacie, przez Kaylo Rena i Rei, szturmowców i wreszcie przez indywidualne wariacje na temat najpopularniejszych fantastycznych typów osobowych. Niektóre kostiumy i charakteryzacje były dokładnym odwzorowaniem oryginałów, a niektóre były, no właśnie, inne. Żałuję, że nie poprosiłam o zdjęcie pana przebranego za yeti, który na barkach dźwigał malutkiego św. Mikołaja oraz pary, której męska część przebrała się za Arielkę, a damska za Urszulę. Tak wspaniałych i pomysłowych cosplayerów się nie spodziewałam, podobnie jak liczby gier planszowych i ich miłośników. Cieszę się, że jest nas więcej.
ZAGUBIENIE
Pyrkon odbywał się na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, na które składa się system hal. Hale były oznakowane, w kilku miejscach znajdowały się mapy przedstawiające ich rozmieszczenie, ale i tak dużo czasu spędziliśmy na błądzeniu wśród budynków. Dodatkowo rozdawany wszystkim plan prelekcji był bardzo ogólnikowy. Rozumiem, że wynikało to z potrzeby oszczędności czasu i papieru, ale podanie nazwy prelekcji oraz jej czasu i miejsca to za mało. Kilka razy wylądowałam na wykładzie, który nie miał zbyt wiele wspólnego ze swoją nazwą.
ZABAWA
Wiele było przyczyn, które zdeterminowały nasz (mój i mojego rodzeństwa) wyjazd na Pyrkon. Przede wszystkim było to zamiłowanie do następujących kwestii: słowiańszczyzna, Gwiezdne wojny, manga i anime, Lovecraft. Nie udało nam się zrealizować wszystkich planów, które poczyniliśmy przed wyjazdem, ale i tak bawiliśmy się rewelacyjnie. Prelekcje w większości były wygłaszane przez ludzi, którzy są pasjonatami swoich dziedzin i odczuwają frajdę z przekazywania swojej wiedzy innym. W tym miejscu chciałabym wyróżnić Panów, którzy przygotowali koncert piosenek znanych z kreskówek oraz Panią i Pana, którzy w osobnych prelekcjach opowiadali o słowiańskiej demonologii.
Jeśli ktokolwiek z Was zastanawia się, czy warto jeździć na konwenty, odpowiadam — warto. I nie bójcie się zabierać na nie dzieci. I... pieniędzy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz