wtorek, 19 kwietnia 2016

Półka pod słonikami. Iwaszkiewicz dla plociuchów.

Mam w pokoju półkę — niewielką półkę — na której stoją dwa słoniki z jaspisu: niedawno mi je podarowali chińscy pisarze. Nazywa się więc półką pod słonikami. Stawiam na niej te książki, które choć przeczytałem, pragnę mieć pod ręką. Książki, do których się powraca. Stoją na niej nie tylko nowe wydawnictwa, nie tylko polskie książki. Ale miło mi zawsze jest odstawić na to miejsce coś ze świeżych, nadesłanych mi czy kupionych przeze mnie wydawnictw. Jest to jak gdyby moje prywatne odznaczenie tej czy innej pracy - i cieszę się, ilekroć coś nowego wchodzi w krąg dzieł, do których się wraca[1].

To imponujące, że Iwaszkiewicz — człowiek o arcybogatej kulturze intelektualnej, przyjaciel wielu wybitnych literatów, dziennikarz — był w stanie zmieścić wszystkie ważne dla siebie lektury na jednej półce pod słonikami. Zwłaszcza że w pewnym momencie dostawał od wydawnictw oraz znajomych od czterech do pięciu książek dziennie. Pozwoliłam sobie na tę wstępną dygresję, ponieważ wspomniana półka niejako czuwa nad tekstami, zebranymi w tomie Rozmowy o książkach, wyborze felietonów publikowanych przez Jarosława Iwaszkiewicza w Życiu Warszawy w latach 1954-1979.

Autor Panien z Wilka, zachęcony przez Henryka Korotyńskiego i Stanisława Rotherta, publikował swoje felietony z niekłamaną, wręcz dziecięcą radością. Pomimo początkowego zwątpienia, potem przyznawał, że:
[...] takie niedzielne pisanie stało się dla mnie drugim nałogiem. (Pierwszym jest czytanie książek). Zasiadam do nich [artykułów] z radością i przyznam się, że w ciągu ubiegłego roku nie było ani chwili takiej, w której bym pomyślał: o czym ja dzisiaj mam im napisać[2].
Felietony zawarte w tym wyborze dają czytelnikowi jasny obraz swojego twórcy — człowieka światowego, który na starość, wielokrotnie przywoływaną, korzysta z okazji do komentowania rzeczywistości (także, a może głównie — pozaliterackiej), wspominania, robienia podsumowań. Ich tematyka nie została ograniczona do rozmów o literaturze, czasami mówi się o czyjejś biografii lub śmierci, teatrze, filmie, a nawet architekturze. W większości temat danego tekstu jest tylko pretekstem do snucia ogólnych rozważań o sztuce lub przemyślaną prowokacją w stronę odbiorców, którzy, zdaniem pisarza, zbyt rzadko wchodzili z nim w dyskusję. Iwaszkiewicz niemalże domagał się żywszej korespondencji i namawiał do kontaktu, jednocześnie narzekając na jakość nadesłanych już listów.

Oprócz półki ze słonikami, do której pisarz żywi nietajoną słabość, jeszcze jedna kwestia bez ustanku przewija się w jego felietonach. Chodzi o traktowanie jego przyjaciół lub tylko znajomych jak nowych wieszczów. Dla Iwaszkiewicza Witkacy był Stasiem, a najbardziej udanym spotkaniem Magdaleny Samozwaniec z czytelnikami był jej pogrzeb. Swoboda mówienia o osobach, które każe się nam czcić, wpada niemalże rozkosznie, a na pewno zabawnie.

Na koniec wypada mi jeszcze wspomnieć o rewelacyjnym wstępie autorstwa Katarzyny Gędas, który jest trochę recenzją tej książki, trochę opracowaniem, a przede wszystkim interesującą lekturą, nawet w oderwaniu od Rozmów o książkach.

[1] Iwaszkiewicz J., Rozmowy o książkach, Warszawa 2010, s. 303.
[2] Gędas K., Literacka mozaika, [w:] Iwaszkiewicz J., Rozmowy o książkach, Warszawa 2010, s. 5.
Portret Iwaszkiewicza: http://ksiazki.wp.pl/gid,16425740,tytul,Pisarz-pupil-komunistow-pierwszy-homoseksualista-PRL-u-Zycie-i-tworczosc-Jaroslawa-Iwaszkiewicza,galeria.html?ticaid=116dc6 [dostęp: 19.04.2016].

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz